Bungou Stray Dogs - Fifteen LN [Tłumaczenie] - Prolog
Postanowiłam, że zacznę tłumaczyć Light Novelkę Boungou Stray Dogs, która nazywa się Dazai, Chuuya, Jugosai. (Dazai, Chuuya, 15 lat) Opowiada ona o tym, jak ta dwójka się poznała i co dla niektórych - o początkach Soukoku *wink wonk*.
Tłumaczę z języka angielskiego, w oparciu o ten tekst: http://cyannawine.tumblr.com/post/173990542983/fifteen-translation-prologue
Tłumaczę z języka angielskiego, w oparciu o ten tekst: http://cyannawine.tumblr.com/post/173990542983/fifteen-translation-prologue
A teraz, bez przedłużania, zapraszam na prolog ^^


Prolog
Czyste, błękitne niebo przeciął samolot pasażerski.
Była w nim tylko jedna osoba: ubrany na czarno mężczyzna w okularach. Na jego bladej twarzy można było zauważyć krople potu. Rozglądał się nerwowo po pustej kabinie.
Niczym dziecko przestraszone nocnego wiatru, był lekko pochylony i kurczowo trzymał się swojego pistoletu, jakby był on magicznym amuletem.
Ten mężczyzna był członkiem mafii.
A do tego ledwo uszedł z życiem uciekając przed pewną potężną organizacją.
Nagle, usłyszał stukanie.
Podskoczył lekko i spojrzał w kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Spojrzał przez okno.
A za oknem… był młody chłopiec.
Wyglądał na czternaście lub piętnaście lat. Uśmiechał się zza szyby do osoby w kabinie.
Ta scena wydawała się nie do pomyślenia, ponieważ samolot leciał pięćset metrów nad ziemią.
-Ej, wchodzę – powiedział bezgłośnie młody po drugiej stronie okna.
- K-Król Owiec! – Głos mężczyzny przeszedł w krzyk.
W momencie, gdy mafioso odskoczył w tył, młodzieniec zbił okno mocnym kopniakiem.
Do kabiny momentalnie wdarł się wiatr.
Przez różnicę w ciśnieniu, powietrze z kabiny zaczęło uciekać na zewnątrz, a samolotem wstrząsnęło. Lecz mafioso nie zwracał uwagi na silny wiatr, czy wstrząsy. Czołgał się teraz po podłodze, ponieważ musiał uciec od tego chłopca.
Młodzieniec zatrzymał go, stawiając swoją nogę na jego plecach.
- Uzbrojony członek mafii nie powinien być aż tak przestraszony – powiedział tym swoim wesołym głosem. Miał na sobie zielony strój motocyklisty, przez co jego rude włosy szczególnie się odznaczały.
Chłopak rozerwał jedno z siedzeń, używając do tego tylko swoich rąk. A później nim rzucił. Siedzenie utknęło w zbitym oknie, co zatrzymało wiatr bezustannie wdzierający się do środka. Dzięki temu w kabinie trochę się uspokoiło.
-W-Wybacz mi, proszę! – zaczął błagać mafioso, dalej będąc przyszpilonym do podłogi przez nogę nastolatka. – Przepraszam, że zadarłem z twoim… Z terytorium Owcy! Nie miałem wyboru!
- Tak, jasne, że nie miałeś wyboru. To oczywiste, że wy - skurczysyny z Mafii Portowej nie macie prawa wiedzieć, że kto nas zaatakuje, będzie później cierpieć sto razy bardziej… Ale nie przejmuj się, zabiłem wszystkich napastników, oprócz ciebie. Wracaj do swoich towarzyszy w spokoju.
Czyste, błękitne niebo przeciął samolot pasażerski.
Była w nim tylko jedna osoba: ubrany na czarno mężczyzna w okularach. Na jego bladej twarzy można było zauważyć krople potu. Rozglądał się nerwowo po pustej kabinie.
Niczym dziecko przestraszone nocnego wiatru, był lekko pochylony i kurczowo trzymał się swojego pistoletu, jakby był on magicznym amuletem.
Ten mężczyzna był członkiem mafii.
A do tego ledwo uszedł z życiem uciekając przed pewną potężną organizacją.
Nagle, usłyszał stukanie.
Podskoczył lekko i spojrzał w kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Spojrzał przez okno.
A za oknem… był młody chłopiec.
Wyglądał na czternaście lub piętnaście lat. Uśmiechał się zza szyby do osoby w kabinie.
Ta scena wydawała się nie do pomyślenia, ponieważ samolot leciał pięćset metrów nad ziemią.
-Ej, wchodzę – powiedział bezgłośnie młody po drugiej stronie okna.
- K-Król Owiec! – Głos mężczyzny przeszedł w krzyk.
W momencie, gdy mafioso odskoczył w tył, młodzieniec zbił okno mocnym kopniakiem.
Do kabiny momentalnie wdarł się wiatr.
Przez różnicę w ciśnieniu, powietrze z kabiny zaczęło uciekać na zewnątrz, a samolotem wstrząsnęło. Lecz mafioso nie zwracał uwagi na silny wiatr, czy wstrząsy. Czołgał się teraz po podłodze, ponieważ musiał uciec od tego chłopca.
Młodzieniec zatrzymał go, stawiając swoją nogę na jego plecach.
- Uzbrojony członek mafii nie powinien być aż tak przestraszony – powiedział tym swoim wesołym głosem. Miał na sobie zielony strój motocyklisty, przez co jego rude włosy szczególnie się odznaczały.
Chłopak rozerwał jedno z siedzeń, używając do tego tylko swoich rąk. A później nim rzucił. Siedzenie utknęło w zbitym oknie, co zatrzymało wiatr bezustannie wdzierający się do środka. Dzięki temu w kabinie trochę się uspokoiło.
-W-Wybacz mi, proszę! – zaczął błagać mafioso, dalej będąc przyszpilonym do podłogi przez nogę nastolatka. – Przepraszam, że zadarłem z twoim… Z terytorium Owcy! Nie miałem wyboru!
- Tak, jasne, że nie miałeś wyboru. To oczywiste, że wy - skurczysyny z Mafii Portowej nie macie prawa wiedzieć, że kto nas zaatakuje, będzie później cierpieć sto razy bardziej… Ale nie przejmuj się, zabiłem wszystkich napastników, oprócz ciebie. Wracaj do swoich towarzyszy w spokoju.
Mafioso próbował sięgnąć po pistolet leżący na podłodze.
Lecz nie mógł. Nie mógł podnieść nawet najmniejszego palca. Właściwie, to był
tak mocno przyszpilony do ziemi, że jego twarz była cała napięta, kości cicho
skrzypiały, a on mógł tylko jęczeć. Wszystko to pomimo, iż chłopiec ledwo co używał
siły.
To była grawitacja. Masa jego ciała wzrosła kilkukrotnie.
- Świetnie. Tego można się było spodziewać po Mafii Portowej – skomentował wesoło nastolatek. – Żeby myśleć o ucieczce, gdy jest się pod działaniem mojej grawitacji… No dobrze, spróbujmy. Lecz zanim cię puszczę, odpowiedz mi na jedno pytanie: dlaczego zaatakowałeś naszą dzielnicę?
To była grawitacja. Masa jego ciała wzrosła kilkukrotnie.
- Świetnie. Tego można się było spodziewać po Mafii Portowej – skomentował wesoło nastolatek. – Żeby myśleć o ucieczce, gdy jest się pod działaniem mojej grawitacji… No dobrze, spróbujmy. Lecz zanim cię puszczę, odpowiedz mi na jedno pytanie: dlaczego zaatakowałeś naszą dzielnicę?
- T-To nie tak, że chciałem ją zaatakować! – wymamrotał mężczyzna,
ledwo wciągając powietrze. – To było nie do uniknięcia… Ponieważ magazyn z
bronią , za który byłem odpowiedzialny został zniszczony… przez Boga
Nieszczęść. Powrócił z samego dna piekieł… Arahabaki z czarnych płomieni…
-Arahabaki? – Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy
młodzieńca, a grawitacja osłabła na sekundę. Wykorzystując to, mężczyzna
przeturlał się w bok, złapał pistolet i wymierzył go prosto w chłopca.
On z kolei nie zrobił nic, tylko spojrzał chłodno na mężczyznę, lekceważąco trzymając dłonie w kieszeniach.
On z kolei nie zrobił nic, tylko spojrzał chłodno na mężczyznę, lekceważąco trzymając dłonie w kieszeniach.
- Okej, strzelaj. Strzel i zobacz co się stanie.
- Umrzyj… Królu Owiec, Chuuyo Nakaharo!
Mężczyzna pociągnął za spust.
Chłopak, dalej trzymając dłonie w kieszeniach, obrócił się lekko i kopnął nabój, który po zetknięciu z jego butem, poszybował z ogromną prędkością, trafiając mężczyznę prosto w gardło. Trysnęła krew, a mężczyzna opadł bezwładnie na plecy.
Chłopiec zakończył obrót i delikatnie wylądował na ziemi.
- Wybiję całą Mafię Portową.
- Umrzyj… Królu Owiec, Chuuyo Nakaharo!
Mężczyzna pociągnął za spust.
Chłopak, dalej trzymając dłonie w kieszeniach, obrócił się lekko i kopnął nabój, który po zetknięciu z jego butem, poszybował z ogromną prędkością, trafiając mężczyznę prosto w gardło. Trysnęła krew, a mężczyzna opadł bezwładnie na plecy.
Chłopiec zakończył obrót i delikatnie wylądował na ziemi.
- Wybiję całą Mafię Portową.
Komentarze
Prześlij komentarz