Bungou Stray Dogs - Fifteen LN [Tłumaczenie] - Rozdział 1 (Część 3/7)

Wracam po długiej przerwie!
Mam nadzieję, że ktokolwiek jeszcze tutaj wchodzi... Od teraz będę szybciej robić tłumaczenie i nadrobię wszystko, co wyszło do tej pory (chociaż nie ma tego jakoś wiele). Do tego, jakiś czas temu zabrałam się za tłumaczenie LN "Dead Apple", więc możecie się spodziewać pierwszego rozdziału w najbliższej przyszłości.Przy okazji, zastanawiałam się też, czy nie wstawić moich tłumaczeń również na Wattpada, aby poszerzyć zasięgi, ale to jeszcze wyjdzie w praniu. Anyway, zapraszam na kolejną część!
Rozdział 1 (Część 3/7)
Nazwa Cone Street wzięła się z jej
charakterystycznego, lejkowatego kształtu.
Pewnego razu miała tu miejsce
eksplozja na szeroką skalę. Ogromna siła rażenia zmiotła wszystko w promieniu
dwóch kilometrów. Jedyne co pozostało, to nierówny, duży krater.
Jakiś czas temu, sporo osób
zaczęło się gromadzić na tym odludziu i stworzyli własną ulicę. Byli to ludzie,
którzy opuścili społeczeństwo lub po prostu wyrzutkowie niechciani od samego
urodzenia. Teoretycznie rzecz biorąc, miejsce to było oznakowane jako
„niebezpieczne do przebywania”, lecz w praktyce wiele osób się tam osiedlało;
budowali chatki czy inne kwatery, a nawet linie wysokiego napięcia. W ten
sposób krater w centrum wybuchu mniej więcej powrócił do swojego poprzedniego
stanu – zaludnionego i zabudowanego.
Oczywiście było to miejsce,
którego nijak nie miały jak kontrolować władze. Szczerze powiedziawszy, obszar
ten spokojnie można było zaliczyć do swego rodzaju nielegalnej organizacji, tak
jak Mafię.
Dazai wolnym krokiem szedł wzdłuż
wyżłobień Cone Street.
— Och,
wypicie płynu do platerowania jest za granicą bardzo popularnym sposobem na
popełnienie samobójstwa, tak…? Rozumiem. – Dazai czytał książkę, wciąż podążając
naprzód.
Wyglądał na
skupionego. Osoba, którą widział Dazai nie istniała ani w teraźniejszości, ani
w przeszłości.
— Co,
co? Powodem, dla którego ta metoda jest taka popularna jest tylko fakt, że
pracownicy z tej branży mieli łatwy dostęp do specjalnych środków, a nie
dlatego, że był to bezbolesny sposób. Ci, którzy zażyli taki środek, mogli
poczuć jak wypala on ich wnętrzności, a agonia przed śmiercią mogła trwać
godziny… ugh, dobrze, że tego nie wypróbowałem!
Dazai podniósł
głowę i zawołał swojego ochroniarza z Mafii.
—
Hej, wiedziałeś o tym? Musisz być uważnym, gdy popełniasz samobójstwo!
Er…
— Nazywam
się Hirotsu – odpowiedział ochroniarz, lekko zakłopotany. – Ja… Wezmę to pod
uwagę.
Mężczyzna już
z daleka wyglądał na dżentelmena i był w kwiecie wieku. Kolor jego włosów
stanowiła mieszanka czerni i bieli. Przynależał do Mafii i został wybrany przez
Dazaia głównie ze względu na jego dużą wiedzę o Cone Street. Jednakże istniała
jeszcze jedna rzecz, która skłoniła Dazaia do wybrania właśnie tego mężczyzny
na swojego ochroniarza.
Dazai był piętnastoletnim
chłopcem, kompletnie niezwiązanym z Mafią. Jednak, był w posiadaniu Srebrnej
Wyroczni. Ten właśnie fakt bardzo martwił Hirotsu, jako oddanego członka Mafii
z dużym stażem. Co więcej, to właśnie Dazai towarzyszył Moriemu podczas śmierci
poprzedniego szefa. Jeśli Mori zaufał temu chłopcu na tyle, by powierzyć mu
ściśle tajne śledztwo, to coś musiało być na rzeczy.
Dazaia nie wolno było lekceważyć.
Właśnie to podpowiedział Hirotsu jego szósty zmysł. Zmysł kogoś, kto przeżył
już swoje lata w Mafii.
Dazai i Hirotsu rozpoczęli swoje
śledztwo tego ranka. Podążając za wskazówkami dotyczącymi pojawienia się byłego
szefa, przeszukali cały teren, włącznie z wszystkimi atrakcjami turystycznymi.
Używając powszechnie krążącej plotki jako wymówki, przepytywali każdego po
kolei. Pomimo tego, iż dziecko i starszy mężczyzna stanowili bardzo osobliwy
duet, dzięki umiejętności Dazaia do wciągania innych w konwersację, każdy z
chęcią odpowiadał na pytania. Nawet najbardziej uparte jednostki natychmiastowo
zmieniały swoje nastawienie, gdy tylko przesłuchujący pomachali im przed nosami
plikiem banknotów zapewnionym przez Moriego. Gdy tylko skończyli przepytywać
ostatnią osobę, zaczęli powoli iść w kierunku Kwatery Głównej.
—
Proszę nie odchodzić zbyt daleko ode mnie,
paniczu Dazai. Może i jestem ochroniarzem, ale znajdujemy się na terenie
konfliktu. Nie wiem, co może
nas tu spotkać.
—
Konfliktu?
Hirotsu kiwnął głową.
—
Aktualnie przeciw Mafii Portowej spiskują aż
trzy organizacje. Takasekai, organizacja do spraw ochrony Gerhard oraz my,
jesteśmy zawikłani w ciągły konflikt z trzecią organizacją działającą na tym
terenie. Są bardzo ekscentrycznym wrogiem, z jakim dotychczas nie mieliśmy
styczności… Nie posiadają żadnej oficjalnej nazwy i są po prostu znani jako „The
Sheep”. Tydzień temu unicestwili aż dwa oddziały Mafii. Szczerze mówiąc, już
sam ich przywódca jest kłopotliwy, ponieważ wygląda na to, że pociski na niego
nie działają.
—
Hmm… Więc w teorii, już dawno usłyszelibyśmy
dźwięki eksplozji i wystrzałów z którejś części tego miejsca. Cóż, i tak to nic
ważnego… - powiedział Dazai znudzonym tonem.
Z kieszeni Dazaia dobiegł dźwięk
telefonu.
—
To Mori. – Nacisnął przycisk i przyłożył telefon
do ucha. – Halo? Tak, śledztwo
zakończone. Dowiedziałem się wielu rzeczy. Hm? Pytasz jak to zrobiłem? Cóż,
takie zadania nie stanowią dla mnie problemu. No tak, może lepiej zacznę od
wniosków, które wyciągnąłem. – Dazai wziął głęboki oddech i powiedział ze
spokojem – Przebywał tu poprzedni szef. Wrócił do nas z otchłani piekieł,
pokryty szkarłatnymi płomieniami.
—
Co powiedziałeś? – tylko taką odpowiedź dało się
słyszeć z mikrofonu komórki.
—
Spotkałem kilku świadków naocznych. Może jest
zły, ponieważ nie może opuścić tego świata? – mówiąc to, na usta Dazaia
wystąpił złowieszczy uśmieszek. – Tak czy siak, zdam ci pełen raport, gdy tylko
wrócę –
Dazai urwał, ponieważ nagle, bez
żadnego ostrzeżenia coś zaatakowało jego tułów. Chwilę później, został
zmieciony z powierzchni ziemi.
Komentarze
Prześlij komentarz